środa, 14 lipca 2021

Na dworze...

 Na dworze 30° w cieniu, skwar, spiekota ledwo usiedzieć na urzędzie można a co dopiero wyjść w rejon i pracować. Nachylisz się do wózka, by wyjąć listy i już cieknie z człowieka jakby się wodą oblał. Spocony idziesz do adresata, podajesz mu tablet, by złożył podpis. Kap, kap, kap i na tablecie krople potu spływają. Przepraszasz adresata, zabierasz tablet, wycierasz ekran i znów podajesz, tym razem jednak z daleka, by znów kicha nie wyszła. Adresat wyrozumiały, nawet zimna wodę proponuje, którą z chęcią przyjmujesz. Pijesz łapczywie, zimno rozlewa się po wnętrznościach i na chwilę jest ci błogo. Dziękujesz, grzecznie oddajesz szklaneczkę, żegnasz się, schodzisz na dół i znów pot zalewa Ci całe ciało. Czujesz się brudny, klejący, śmierdzący. Ruchy masz spowolniałe a to dopiero początek twojej dzisiejszej wędrówki. 

Przywieźli wodę na urząd, dużo zgrzewek, więc radość ogromna bo będzie można wodę brać w rejon i się nawadniać. I tu zaskoczenie bo kazano wodę wnieść na górę i tam ma czekać! Nie wiemy na co, nie wiemy dlaczego taką decyzje podjęto. Dlaczego tej wody dostać nie możemy? Niezrozumiałe są decyzje jakie podejmowane są na tym urzędzie. Teraz jest ten moment, kiedy powinniśmy otrzymać ową wodę. Powinniśmy? No raczej nie, przynajmniej nie na tym urzędzie. Zostaje kupić sobie butelkę na rejon ewentualnie liczyć na otrzymanie szklanki wody od wspaniałych, empatycznych adresatów.

1 komentarz: